Skarb
Poczekalnia jakich wiele. Kilka krzeseł, wieszak, stolik z gazetami. Za pulpitem kobieta koło sześćdziesiątki w wykrochmalonym śnieżnobiałym fartuchu. Odbiera telefony, umawia wizyty, przekazuje wyniki badań. Sumienna, stonowana, konkretna. Czysty profesjonalizm bez zbędnych ceregieli. Nasz kontakt ogranicza się do rytualnego „dzień dobry” i ustalenia terminu następnej wizyty. Ja jestem dla niej kolejnym pacjentem, ona dla mnie – bezimienną rejestratorką. Jednak dzisiaj wiele się zmieniło. A zaczęło się od tego, że jedna z pacjentek zawołała od wejścia: „Ja panią znam! Pani jeździła z moja drużyną na obozy harcerskie!”.