• Strona główna
  • Mapa strony

Blog

To, co najważniejsze

To, co najważniejsze

Napisała Aleksandra Hulewska 15 lipiec 2022   /   W kategorii: Blog

Impreza z okazji dwudziestej rocznicy ślubu Agaty i Sebastiana okazała się wytwornym balem w stylu retro. Patrząc na ludzi wyjętych ze stron "Wielkiego Gatzby" ledwie rozpoznawałam bliskich gospodarzy - ich rodziców, rodzeństwo, dzieci, kuzynów i przyjaciół.

Przepych sali balowej onieśmielał. Kwiaty, strusie pióra, świece, kryształowe żyrandole. Na ścianach fotosy: efekt sesji zdjęciowej jubilatów zrealizowanej specjalnie na tę okazję. Nakrycia stołów zapowiadały prawdziwą ucztę, kusząc wyszukanymi potrawami, trunkami dla koneserów win i dobrej whisky. DJ - a raczej wodzirej - zachęcał do tańca, a tym, którzy zmęczyli się na parkiecie, proponował ruletkę lub pokera.

Część artystyczną uświetnił występ Anny Marii Jopek. Pojechać na rodzinną uroczystość i znaleźć się niespodziewanie na kilkudziesięciominutowym koncercie jazzowym? - aż musiałam się uszczypnąć, by sprawdzić, czy to nie sen. Z radością przypomniałam sobie (m.in.) "Tam gdzie nie sięga wzrok", "Teraz i tu" czy "Ale jestem" na bis. Było elektryzująco!

A jednak to nie występ ulubionej wokalistki czy niezwykły klimat dwudziestolecia międzywojennego wywarły na mnie największe wrażenie.

W pewnej chwili wodzirej zapowiedział przygotowany przez jubilatów pokaz slajdów połączony z prezentacją wszystkich gości. "No to będą nam wypominać sukcesy" - ktoś zażartował przy sąsiednim stoliku. Zasugerowana tymi słowami nastawiłam się na laurki na temat osiągnięć poszczególnych osób. Biorąc pod uwagę, jak wielu z gości miało swoim koncie spore dokonania, nie byłabym zdziwiona, gdyby gospodarze wyeksponowali informacje o dorobku zawodowym, pozycji społecznej czy nietuzinkowym hobby zebranych.

Na szczęście Agata i Sebastian skupili się na zupełnie na czymś innym. Na drobnych, a jakże ważnych, miłych chwilach, które na przestrzeni lat przeżyli razem z każdym z nas. Na wygłupach w szkolnej ławce i w akademiku. Na grze w karty i scrabble w listopadowe wieczory. Na gabinecie stomatologicznym, który "zintegrował" wielu leczących tam zęby pacjentów. Na wzruszeniach ze ślubu czy chrzcin. Na sąsiedzkim letnim biesiadowaniu pod gołym niebem i wspólnych wakacyjnych podróżach. Na nauce brydża u cioci, gonitwach po podwórku z kuzynostwem, doglądaniu pszczół w pasiece teścia i spacerach z ukochanym psem.

Słuchając opowieści o ludziach z fotografii widziałam uśmiechnięte twarze, szczęśliwe rodziny, radość z przeżywanych momentów bliskości. W słowach Sebastiana słowach było tak wiele ciepła, serdeczności i autentycznej sympatii, że przyćmiły one wrażenia z pozostałych atrakcji przyjęcia.

Bal był oczywiście wspaniały. Jednak pozbawiony tego prawdziwie humanistycznego wymiaru byłby przyjemną dla zmysłów formą, którą podziwia się jak piękne eksponaty w muzeum - z aprobatą pozbawioną głębszych wzruszeń. A ja wzruszyłam się jak rzadko kiedy. I myślałam z rozrzewnieniem o gospodarzach i o tym, według jakiego klucza ułożyli swoją przemowę. To wszystko powiedziało mi o nich znacznie więcej, niż fantastyczna impreza, jaką zorganizowali. W tej jednaj chwili pod powierzchnią złocistych dekoracji, strusich piór i całego tego przepychu zobaczyłam dwoje wrażliwych ludzi, którzy najbardziej cenią to, co niewidoczne dla oczu.

"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".

Aleksandra Hulewska

Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.