Epitafium dla Króla PTTK-u
Nazywaliśmy go królem PTTK-u. Żartobliwie, acz z nutą ironii. Wszędzie był, wszystko widział, na wszystkim się znał. Trudno było normalnie pogadać w jego obecności. Gdy się pojawiał, natychmiast monopolizował rozmowę, snując swoje długie, wielowątkowe opowieści. O budowie nowego domu. O przesadzaniu kwiatów. O podróżach w najbardziej egzotyczne miejsca na ziemi. O propozycji ministra, by zostać jego doradcą, którą "lekką ręką odrzucił". Historiom z samym sobą w roli głównej nie było końca.