Ostatnio z niepokojem obserwuję rodziców, którzy niefrasobliwie zamieszczają w Internecie masę zdjęć oraz innych materiałów na temat swoich dzieci. Oczywiście nie uważam, by było czymś złym czy niestosownym pochwalenie się kilkoma rodzinnymi fotografiami. Zawsze z zaciekawieniem czytam o tym, co – od czasu do czasu – słychać u dzieci moich znajomych. To naturalne, że chcemy dzielić się z otoczeniem tym, co nas cieszy i z czego jesteśmy dumni.
Jednak w moim odczuciu wielu rodziców, rażąco przekracza granice prywatności swoich pociech pokazując je np. podczas kąpieli czy w innych sytuacjach intymnych. Niektóre profile na Facebooku przypominają coś na kształt codziennych serwisów newsowych: tu Kasia rysuje, tutaj je pierogi, a tu robi kupę. Tak wygląda Kasi zeszyt od matematyki, a tak od polskiego. Posłuchajcie, jak Kasia śpiewa. Przeczytajcie, co dziś mi powiedziała w sekrecie. I tak dalej. Moja przyjaciółka trafnie określiła takie postępowanie używaniem dziecka w charakterze własnej wizytówki.
Jeśli należysz do opisanej wyżej grupy niefrasobliwych dorosłych, pomyśl, jak Ty byś się poczuł, gdyby to Twoi rodzie podjęli decyzję o udostępnieniu w Internecie większości materiałów, które na przestrzeni całego życia zgromadzili na Twój temat: zdjęć, anegdot itp.? Prawda, że zacząłbyś protestować i domagać się poszanowania prywatności?
Fakt, że dziecko jest małe i zależne, daje rodzicom prawo do sprawowania nad nim opieki. Jednak dzielenie się z otoczeniem prywatnym światem dziecka nie jest działaniem o charakterze opiekuńczym. Jest przekroczeniem cienkiej linii między opieką a nadużywaniem. Jest lekcją, na podstawie której dziecko uczy się, że intymność drugiego człowieka to sfera, do której można się bezkarnie wdzierać. I takim rodzicielskim działaniom mówię zdecydowanie: stop.
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.