„W tym kraju nie ma przyszłości” – narzekają niektórzy moi studenci. – „Bezrobocie, kryzys, nierealistyczne wymagania stawiane przez pracodawców, którzy szukają ludzi młodych, dyspozycyjnych, a jednocześnie z ogromnym doświadczeniem w branży. Absolwent wyższej uczelni jest dziś na straconej pozycji.”
Już prawie zgodziłam się z tym poglądem i miałam zamiar zacząć opłakiwać tragiczny los współczesnych dwudziestokilkulatków, kiedy los postawił mnie w obliczu takiego oto wydarzenia:
Jak co miesiąc uczestniczyłam – jako studentka – w „warsztacie mistrza”. Jest zorganizowane przez uczelnię spotkanie z wybitnym dziennikarzem lub specjalistą public relations. W pierwszej części zajęć mistrz dzieli się z uczestnikami wiedzą i doświadczeniem, pokazując „od kuchni” swój warsztat pracy. W części drugiej studenci realizują zadania praktyczne, czemu prowadzący bacznie się przygląda, a następnie komentuje i udziela informacji zwrotnych.
Tym razem warsztat prowadził były dziennikarz mający za sobą wiele lat pracy w najbardziej znanych, opiniotwórczych tytułach polskich i zagranicznych, obecnie – właściciel cenionej agencji PR. Poza tym, że przekazywał nam niesłychanie cenne informacje, których próżno by szukać w standardowych podręcznikach, to jeszcze robił to wprost fenomenalnie. Podawał ciekawe przykłady, inspirował i zapraszał do dyskusji, a wszystko w atmosferze luzu i inteligentnego poczucia humoru. „Jaka szkoda, że warsztat trwa tak krótko.” – pomyślałam widząc, jak wiele wynoszę ze spotkania.
Ku mojemu zdziwieniu po pierwszej przerwie na sali pozostała mniej więcej połowa pięćdziesięcioosobowej grupy, a po kolejnej – zaledwie kilkanaścioro studentów. Zrobiło się kameralnie, więc prowadzący mógł poświęcić więcej czasu każdemu z nas. Zadania praktyczne wykonaliśmy tak dobrze, że mistrz nie ukrywał podziwu. Po zakończeniu powiedział: „Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak się spisaliście. Chętnie nawiążę współpracę z każdym z Was. Zainteresowanym zostawię swoją wizytówkę i zapraszam do kontaktu ze mną.” Mistrza nagrodziliśmy brawami. Warto było siedzieć na uczelni w sobotę do 20.00. A wizytówka? Wzięły ją trzy osoby. W tym ja – zainteresowana nie tyle współpracą, ile dalszym kontaktem z tym szalenie interesującym człowiekiem.
Morał tej historii jest oczywisty. Każdy z pięćdziesięciorga studentów, którzy przyszli tego dnia na „warsztat mistrza”, miał okazję nawiązać zawodowy kontakt będący przepustką do wymarzonej pracy. Z tej niebywałej, podanej na tacy szansy skorzystały trzy osoby. Trzy spośród pięćdziesięciu! Nie do wiary! Czyżby pozostali woleli narzekać na ciężki los współczesnego absolwenta?
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.