Dzisiaj myślę o filmach. Filmach, które budzą, ożywiają umysł, emocje i duszę. Filmach, które zachwycają, inspirują, dodają odwagi. O tych, które wywierają na nas istotny wpływ; skłaniają do przemyśleń, a nierzadko zasadniczych przemian.
Do niektórych produkcji potrzebuję wracać raz na jakiś czas, by wciąż na nowo przypominać sobie ich przesłanie. Inne dla odmiany tak głęboko zapadły mi w pamięć, że nawet dziś - po wielu latach od pierwszej projekcji - pamiętam klimat, w który mnie wówczas wprowadziły, emocje, jakie wywołały, refleksje, do których skłoniły. Niektóre filmy okazały się dla mnie tak ważne, że - nie boję się użyć tego słowa - stały się integralną częścią mnie. Częścią tego, kim jestem i w jaki sposób żyję.
Na liście „moich filmów” znaczące miejsce zajmuje „Thelma i Louise” - wzruszająca historia o potędze kobiecej przyjaźni i odwadze realizacji marzeń o wolności. Bardzo ważne są "Tulipany" Borcucha - jednego z moich ulubionych reżyserów. Ten subtelny, nastrojowy obraz uzmysławia mi, jakie wartości okazują się najważniejsze i niezniszczalne w konfrontacji z przemijaniem i starością. "Tajemnica Brokeback Mountain" umacnia mnie w przekonaniu, że miłość nie ma płci, narodowości, koloru skóry czy orientacji seksualnej. To jedna z najpiękniejszych i najbardziej poruszających historii miłosnych, jakie kiedykolwiek widziałam. Inną, równie przejmującą, jest: "Co się wydarzyło w Madison County" z niezapomnianymi kreacjami Meryl Streep i Clinta Eastwooda. Regularnie od bardzo wielu lat wracam do "Pociągu" Kawalerowicza - opowieści o takim spotkaniu dwojga ludzi, jakie lubię najbardziej: emocjonalnym, nieprzegadanym, ulotnym, a jednocześnie niezwykle osobistym i intymnym. "Kocham Cię od tak dawna" Philippe'a Claudela to film mojego życia. Ten oszczędny w formie i grający na najdelikatniejszych emocjonalnych strunach obraz stawia przede mną najważniejsze dla ludzkiej egzystencji pytania. Prowokuje. Wprawia w zadumę. Wzrusza. Oczyszcza. Uwalnia.
To zaskakujące, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dość często zachęcam moich klientów do obejrzenia wybranej produkcji filmowej, a rozmowę o niej traktuję jako element pracy terapeutycznej. Zauważyłam, że niejednokrotnie prowadzi to do przyspieszenia terapii i/lub obrania nowych, nierzadko zaskakujących kierunków. Jednej z osób poleciłam ostatnio "Senność" Magdaleny Piekorz. Innej - „Buntownika z wyboru” ze znakomitym Robinem Williamsem w roli terapeuty. "Daleko od nieba" rekomenduję wszystkim tym, którzy cierpią z powodu ograniczających spontaniczność sztywnych schematów, ról i społecznych oczekiwań. "Piękny umysł" bywa zaczynem rozmowy o tak zwanej normie i patologii, o radzeniu sobie z chorobą, a przede wszystkim o tym, jak mimo przeciwności losu poszukiwać radości, satysfakcji i spełnienia. A które filmy wniosły istotne treści do Twojego życia?
Aleksandra Hulewska
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.