Dzień dobry,
zbieram się od jakiegoś czasu by napisać - tyle że nie do końca wiedziałem o co chcę zapytać, ani tym bardziej jak. A tu ostatnio wpadł mi w ręce taki tekst: żaby zjadam z rana, na śniadanie, zanim urosną do wielkości ropuchy, bo to mnie może przerosnąć i wtedy nie dam rady. Na bazie tego tekstu pytanie: nie, nie dlaczego nie zjadam żab z rana, bo już wiem, że nie zjadam, bo nie chcę. Pytanie brzmi: czemu chcę mieć tłuste ropuchy, które mi ciążą?
Pracuję nad sobą od kilku lat (warsztaty rozwojowe, medytacje) i już wiem, że sednem jest to, że odtwarzam wzorce z dzieciństwa (ktoś to trafnie nazwał 'głaski'). Dobrze mi z tym, bo to znane, miłe, takie moje. Chcę w tym być. Ale równocześnie chcę się ocknąć, żyć, widzieć, czuć. Hmmm...czyli jednak chcę po nowemu. No to jak to zrobić!? Wiem, droga wiedzie przez akceptację, taka jest moja prawda. Ha, łatwo tak się otworzyć i 'puścić' (bardziej to samo się wtedy rozpuszcza), jak jest przestrzeń, świadomość. Ale takie stany to rzadkość. Codzienność to automatyzmy, stare koleiny - co ważniejsze w trudnych sytuacjach (praca, relacje) gdzie potrzebne jest 'nowe', tam się najszybciej wpada w automatyzmy i reaguje po staremu.
Ha, jednak najważniejsze wyjdzie teraz - otóż, najważniejszą kwestią jest to, że codzienne działania (np. w biznesie) kojarzą mi się z takim lękiem, że wolę się wycofać, niż w tym być. I drugie, mam poczucie zablokowanego przepływu, jak stary człowiek (a mam lat 43) wolę, jak nikt nic ode mnie nie chce. Nie chcę sukcesów i stresu, jaki temu towarzyszy. Czy ma Pani jakiś pomysł na to jak mnie odmłodzić i rozruszać ;-) ?
Jan
Czytaj