Jak podjąć trafną decyzję? Czy można ustrzec się przed popełnieniem błędów? Co zrobić, by nie wpaść w pułapkę niewłaściwych wyborów? – często słyszę w gabinecie tego rodzaju pytania. Powodem stresu są oczywiście najtrudniejsze dylematy, od których, jak się wydaje, zależy nasza przyszłość, rozwój czy zdrowie.
Znam osoby z tak silną awersją do problemów decyzyjnych, że gdy tylko na takie trafiają, utykają w pół kroku. Wiodą życie w zawieszeniu czy – jak mawia moja przyjaciółka – „siedzą okrakiem na płocie”. Są mistrzami odwlekania i uników; gotowi do największych poświęceń, byle tylko nie musieć się określić.
Po wielu latach pracy terapeutycznej widzę, że u podłoża niechęci do zajęcia stanowiska zazwyczaj leży lęk, a właściwie kilka kluczowych obaw. Oto najpowszechniejsze z nich:
1. Lęk przed podjęciem złej decyzji
Osoby z tej grupy żywią przekonanie, że istnieje tylko jedna dobra droga, jedyny słuszny wybór. Swoje zadanie w sytuacji decyzyjnej rozumieją jako znalezienie, a następnie podążanie tym właściwym szlakiem. Na samą myśl o konieczności wybierania wpadają w panikę. Nic dziwnego. Jeśli tylko jedna opcja jest trafna, ryzyko popełnienia błędu wzrasta niebotycznie. W tej grze można albo wygrać, albo przegrać. Inne możliwości nie istnieją. By nie doznać porażki, ludzie, o których mowa, odwlekają więc moment wyboru. W nieskończoność rozważają wszystkie możliwe warianty, do upadłego kreślą scenariusze przyszłych zdarzeń, bezustannie dręczą się (wg mnie niepotrzebnie) pytaniem „a co jeśli?”. I… stoją w miejscu, coraz bardziej sfrustrowani upływającym czasem, straconą energią i brakiem wiążących rozstrzygnięć.
2. Lęk przed negatywnymi konsekwencjami nietrafnej decyzji
To pokłosie wspomnianego wyżej zero-jedynkowego podejścia do procesu decydowania. W opinii ludzi myślących w ten sposób, wybór wiąże się nie tylko z ryzykiem popełnienia błędu, ale też z koniecznością zmierzenia się z nieprzyjemnymi skutkami ewentualnej pomyłki: żalem po stracie (niewybranej opcji), wyrzutami sumienia (że źle zadecydowaliśmy) i wieloma innymi przykrymi konsekwencjami. Zamiast więc stawić czoła rzeczywistym konsekwencjom własnych decyzji (które przecież nie muszą okazać się złe), ludzie ci męczą siebie „zaocznie” – tj. nie decydują, a jednocześnie straszą się, zamartwiają, a nawet fizycznie cierpią (niczym osiołek, który padł z głodu, nie mogąc wybrać, czy zjeść owies, czy siano).
3. Lęk przed odpowiedzialnością
Obawa ta najczęściej dotyczy osób, które mają skłonność do składania własnego losu w ręce innych: partnerów, rodziców, przyjaciół, psychoterapeutów (sic!) i in. Ludzie ci przyzwyczaili się do tego, że otoczenie przejmuje inicjatywę i kieruje ich poczynaniami. Dość często stoi za tym przeświadczenie, że sami sobie nie poradzą, że inni wiedzą lepiej itp. Zdarza się jednak, że kluczowym motywem obrania tej zewnątrzsterownej postawy jest wygoda – zależność od innych przynosi bowiem korzyści. Nie trzeba się wysilać i obmyślać planu działania (w szerszej perspektywie – planu życia). Nie trzeba pokutować za ewentualne błędy i potknięcia. W sytuacji decyzyjnej zaś – można obarczyć innych winą za chybiony wybór. Paleta zysków jest, jak widać, spora. Problem pojawia się wówczas, gdy otoczenie – nakłaniane do dyrygowania nieporadną jednostką – zaczyna nadmiernie ingerować w jej sprawy, rozkazuje, wymaga, a w skrajnych wypadkach wręcz ubezwłasnowolnia. Okazuje się wówczas, że zrzucenie decyzji na drugą osobę także jest formą wyboru. I to kosztownego, bo ceną, którą trzeba za niego zapłacić, jest osobista wolność.
4. Lęk przed zmianą oraz przed wysiłkiem mierzenia się z nowym
Powyższe obawy wynikają z faktu, że niektóre decyzje niosą za sobą rewolucyjne wręcz transformacje. A część osób nie lubi zmian, preferując przewidywalne szlaki życia. To samo od lat mieszkanie, praca, znajomi, te same sposoby spędzania wolnego czasu. Tego rodzaju egzystencja jest komfortowa, bo stabilna. Natomiast każda większa decyzja może ów komfort zniszczyć. Stąd próby utrzymywania za wszelką cenę status quo, stąd niechęć do zmian i awersja do ryzykowania. Niebezpieczeństwo takiego stylu życia polega jednak na tym, że wraz z upływem czasu przyjemna rutyna może przekształcić się w bezpłciowe przelewanie z pustego w próżne. I wtedy okazuje się, że wysiłek, który trzeba włożyć w adaptację do potencjalnej zmiany, to drobiazg w porównaniu z udręką nudy, monotonii i stagnacji.
5. Lęk przed krytyką
To także pokłosie zero-jedynkowego patrzenia na proces decyzyjny. W tym wypadku rozumowanie wygląda mniej więcej tak: „Jeśli dokonam trafnego wyboru – spotka mnie akceptacja. Jeśli moje decyzje okażą się złe – narażę się na krytykę”. Nietrudno dostrzec, że ten sposób myślenia znacząco wzmacnia lęk przed popełnieniem błędu, a więc i decydowaniem. Zamiast zanurzyć się w nucie życia, próbować, upadać, podnosić się i iść dalej, ludzie tego pokroju zastygają w bezruchu, łudząc się, że w tej pozycji unikną surowych osądów. Gdy o nich myślę, zawsze nachodzi mnie pytanie: skąd w nich wiara (nierzadko granicząca z pewnością), że na 100% uda się im przed krytyką uchronić? Przecież ilu jest ludzi, tyle możliwych osądów, co cudownie opisał La Fontaine w bajce o młynarzu, synu i osiołku. Morał opowiastki jest taki, że niezależnie od tego, jak wiele wysiłku włożymy w próby przypodobania się innym, ostrze krytyki i tak na nas spadnie. Po świecie chodzi wielu surowych sędziów. Pytanie tylko, czy chcemy oddać się im we władanie?
6. Lęk przed utratą niewybranych opcji
„Kiedy zwiążę się z jedną kobietą, nie mam już możliwości życia z inną. Gdy zakorzenię się w mieście A, trudniej mi będzie zacząć wszystko od nowa w mieście B, C czy D. Jeśli rozwinę swoją karierę w jednej dziedzinie, być może nigdy nie będę mieć szansy na zawodowy rozwój w innej”. I tak dalej. I tak dalej. Zgadza się. Wybór wyklucza. Im dłużej żyjemy, tym bardziej zawężają się nam możliwości. Problem osób z tej grupy polega na tym, że nie chcąc rezygnować z żadnej ścieżki, wciąż pozostają na rozdrożu. Aż w końcu – pomimo że za wszelką cenę chcą uniknąć decyzji – i tak muszą się z nią zmierzyć. Dłuższe trwanie w jednym punkcie też staje się bowiem wyborem (i też wyklucza alternatywne możliwości). Czas płynie nieubłaganie, więc – dajmy na to – dzisiejszy młody, atrakcyjny singiel, chcący „używać życia” z wieloma kobietami, za kilkadziesiąt lat może zobaczyć w lustrze podstarzałego playboya, którego nie otacza już wianuszek zalotnych dziewczyn, ale – wyprana z głębszych uczuć egzystencjalna próżnia.
To tylko kilka najpowszechniejszych obaw – pułapek, które według mnie stoją za niezdecydowaniem. Mam nadzieję, że nie wpadliście w jedną z nich. Jeśli jednak tak się stało, chciałabym zadedykować Wam słowa jednego z moich ulubionych myślicieli: „Idź, próbuj, bój się i rób. Życie i tak cię zaskoczy. Pewna jest niepewność. Nie wybierając i tak stwarzasz swoją rzeczywistość i na końcu życiowej drogi poniesiesz konsekwencje tego, na co się zdecydowałeś, a na co nie" (OSHO).
Boisz się? Ja też. Zatem jest już nas dwoje. Działamy! :)
Aleksandra Hulewska
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.