• Strona główna
  • Mapa strony

Blog

Stanąć po swojej stronie

Stanąć po swojej stronie

Napisała Aleksandra Hulewska 03 marzec 2019   /   W kategorii: Blog

Nigdy nie zapomnę dnia, w którym postanowiłam stanąć po swojej stronie.

Rankiem nic nie zapowiadało, że będzie to dzień tak różny od pozostałych. Jak zwykle po przebudzeniu zarejestrowałam znajomy terkot w głowie: „Muszę zrobić to, potem tamto. W międzyczasie mam pamiętać o tym i o tym. Potem – dopiąć kilka innych, niecierpiących zwłoki, spraw. I koniecznie zaplanować następne zadania”. Kiedy w szaleńczym tempie realizowałam kolejne punkty z listy, mój wewnętrzny sierżant nie ustawał w musztrze: „Szybciej, szybciej, nie ociągaj się! Organizacja pracy, rytm i tempo pracy! Nie masz chwili do stracenia! Maszeruj albo giń!!”.

Pracując bez wytchnienia, czułam, jak z każdą chwilą narastały we mnie przygnębienie i lęk. Do tego stopnia, że najchętniej z powrotem skuliłabym się w łóżku i nie wychodziła z niego aż do zachodu słońca. Sierżant nie pozwolił mi jednak na taką fanaberię i bezwzględnie kontynuował zaprawę.

Nagle, w ogniu działań, mój wzrok zatrzymał się na półce z książkami, gdzie – wciśnięte w najgłębszy zakamarek – leżało moje zdjęcie z dzieciństwa. Podeszłam bliżej i wzięłam je do ręki. W centralnym punkcie kadru stała 3, może 4-letnia dziewczynka w kolorowej sukience z falbankami. W jednej rączce trzymała wiaderko, a w drugiej – łopatkę. Delikatnie się uśmiechała. Jej zaciekawione, błyszczące oczy wnikliwie przyglądały się czemuś, co kryło się poza obiektywem. „Ciekawe, co tak bardzo ją zaintrygowało?” – pomyślałam i w tym momencie do oczu napłynęły mi łzy.

Zdałam sobie bowiem sprawę, że pierwszy raz od wielu, wielu lat pomyślałam o małej Oli. Przypomniałam sobie, jak – będąc dzieckiem – uwielbiałam buszować w piaskownicy, budować zamki z piasku, robić babki. Bardzo lubiłam też biegać po podwórku, huśtać na huśtawkach, bawić się z dzieciakami z bloku. Przepadałam za słuchaniem płyt, tańczeniem, śpiewaniem. Tak wieloma rzeczami byłam wtedy szczerze uradowana! Tak często się śmiałam. 

„Mój Boże, co ta mała musi przeżywać, jeśli każdy jej dzień to nieustająca musztra..?” – pomyślałam z trwogą. – „Jak bardzo musi być przerażona, skoro nikt nikt nie bierze jej w obronę. Nikt nie wspiera”. Uświadomiłam sobie także, jak dawno nie zaspokajałam swoich dziecięcych potrzeb: zabawy, beztroskiego leniuchowania, spontanicznego śmiechu… Tak wiele przestrzeni oddałam sierżantowi, że dla wewnętrznego dziecka nie został już nawet skrawek!

W tym momencie dotarło do mnie także, że mój wewnętrzny sierżant wcale nie integralną częścią mnie, ale – zaszczepionymi mi w dzieciństwie wzorcami myślenia i działania. Wzorcami, które niewątpliwie przyczyniły się do tego, że osiągnęłam w życiu wiele ambitnych celów. Jednocześnie jednak wpływały na mnie destrukcyjnie, pozbawiając mnie chwil spokoju i spontanicznej radości.

Kiedy myślałam o tym wszystkim, wzbierała we mnie potrzeba ochronienia małej dziewczynki z fotografii. Z całą mocą poczułam, że nie chcę i nie pozwolę, by dłużej była traktowana w tak nieludzki sposób. „Od dziś będę stać po twojej stronie” – powiedziałam głośno i dobitnie.

Tak powiedziałam. I tak zrobiłam. Dzięki temu w moim życiu pojawiło się więcej równowagi między pracą a odpoczynkiem, powinnością a beztroską, obowiązkiem a przyjemnością itd. I w wcale nie stałam się nierobem, czym sierżant w swej ostatniej desperackiej szarży usiłował mnie zastraszyć. Jestem po prostu bardziej wypoczęta i szczęśliwa. Dbam bowiem nie tylko o sprawy dorosłej Aleksandry, ale także – potrzeby małej Oli.

A Ty? Zaopiekowałeś się już swoim wewnętrznym dzieckiem? Jeśli nie, apeluję: czas już na to najwyższy.

Aleksandra Hulewska

Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.