Dwa tygodnie temu zostałam magistrem dziennikarstwa i komunikacji społecznej! Cieszę się i jestem z siebie bardzo dumna. Wykonałam kawał dobrej roboty!
Drugie studia okazały się szalenie inspirujące i ciekawe. Dzięki nim poznałam od podszewki wszystko, co w ostatnich latach tak bardzo mnie interesowało: Internet, serwisy społecznościowe, portale tematyczne, blogi... Strzępy posiadanych przeze mnie informacji zostały uporządkowane i uzupełnione o porcję solidnej wiedzy. Wisienką na torcie okazał się kontakt z mistrzami gatunku: dziennikarzami, specjalistami public relations, medioznawcami. Możliwość obserwowania ich podczas pracy, podpatrywania ich warsztatu, a przede wszystkim podjęcia z nimi dyskusji face to face dały mi potężnego intelektualnego kopa! To był bardzo dobry, rozwojowy, twórczy czas. Cieszę się, że stworzyłam sobie taką szansę.
Mało brakowało, a zdusiłabym pomysł w zarodku. Na wieść o chęci rozpoczęcia studiów mój wewnętrzny krytyk podniósł bowiem larum: „Po co Ci to? Masz już za sobą jedne studia i doktorat! Kolejne nie są ci do niczego potrzebne. To fanaberia. Kaprys. Dodajmy – dość kosztowny. Jak nie masz na co wydać pieniędzy, wspomóż jakąś organizację zbierającą datki na chore dzieci. To jest właściwy, społecznie słuszny cel, a nie jakieś tam hobbistyczne studiowanie. Czy nie widzisz, że dziennikarstwo to strata czasu? Zamiast pisać drugą magisterkę, wzięłabyś się lepiej za remont mieszkania albo skupiła na czymś równie pożytecznym i potrzebnym! Przecież to, czego się nauczysz, nie wpłynie znacząco na bieg twojej ścieżki zawodowej. Pasjonuje cię psychoterapia i na niej się skoncentruj zamiast się rozpraszać i chwytać kilka srok za ogon. Poza tym jesteś za stara. Twój umysł nie działa już tak, jak wtedy, gdy miałaś 20 lat. Nie zdołasz zapamiętać nowego materiału, nie zrozumiesz skomplikowanych treści. A co z Twoim wizerunkiem? Pomyślałaś o tym? Jesteś wykładowcą uniwersyteckim – czy to wypada, byś na tym etapie swojego życia stawała po drugiej stronie katedry? To groteskowe. Dziwne. Żałosne. Zrobisz z siebie pośmiewisko!” I tak dalej, i tak dalej. Im mocniej wewnętrzny krytyk zniechęcał mnie do studiowania, tym bardziej słabł mój entuzjazm, a motywacja ulatniała się.
I kiedy już niemal postawiłam na dziennikarstwie krzyżyk, jakaś przytomna (a może pozytywnie zakręcona?;) cząstka mnie dała odpór negatywnym myślom. „Zaczekaj! Nie poddawaj się! Życie jest przecież takie krótkie. Dlaczego masz rezygnować z marzeń, nawet jeśli są śmieszne, dziwaczne, nie na miejscu? Kto – jeśli nie ty – ma prawo decydować, co jeszcze warto podjąć, czemu się oddać i w co zaangażować? Skąd wiesz, co czeka cię na ścieżce, która cię przecież tak pociąga? Nie chcesz tego sprawdzić, doświadczyć? Nie chcesz spróbować? Czy naprawdę wszystko w życiu musi być przemyślane, zaplanowane i w stu procentach uzasadnione? Czy na pewno chcesz żyć według ‘jedynie słusznego’ wzorca? A czemu by nie dać się ponieść intuicji? Dlaczego by nie zaszaleć? ‘Byłam przykładnym, stereotypowym obywatelem, który skończył studia w odpowiednim czasie, a potem pracował do emerytury w wyuczonym zawodzie’ – czy właśnie taki napis chcesz mieć na nagrobku? Na tym ci zależy? W imię czego – bo chyba nie tego negatywistycznego bełkotu wewnętrznego krytyka – masz się wycofywać? Zignoruj bełkot. Idź za marzeniami” – odrzekłam i pomaszerowałam do dziekanatu złożyć dokumenty aplikacyjne. Jak się później okazało, była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.
Jak wiele piętrzymy przed sobą ograniczeń. Jak bardzo utrudniamy sobie życie. W imię pozornie racjonalnych argumentów gnuśniejemy monotonii identycznych dni. Tylko czy o to chodzi?
Aleksandra Hulewska
......
Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć
Zamiast dmuchać na zimne
Na gorącym się sparzyć
Z deszczu pobiec pod rynnę
Trzeba marzyć
Gdy spadają jak liście
Kartki dat z kalendarzy
Kiedy szaro i mgliście
Trzeba marzyć
W chłodnej, pustej godzinie
Na swój los się odważyć
Nim twe szczęście cię minie
Trzeba marzyć
Jonasz Kofta
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.