Wewnętrzny krytyk, czyli o rzucaniu sobie kłód pod nogi
Dwa tygodnie temu zostałam magistrem dziennikarstwa i komunikacji społecznej! Cieszę się i jestem z siebie bardzo dumna. Wykonałam kawał dobrej roboty!
Dwa tygodnie temu zostałam magistrem dziennikarstwa i komunikacji społecznej! Cieszę się i jestem z siebie bardzo dumna. Wykonałam kawał dobrej roboty!
Bardzo lubię wyszukiwać optymistyczne, budzące nadzieję sentencje i dzielić się nimi na Facebooku. Większość osób reaguje pozytywnie. Piszą, że cytaty są inspirujące, że dodają energii i zachęcają do działania. Raz na jakiś czas trafia się jednak ktoś, kto dowodzi, że choć cytaty są piękne, to przegrywają w konfrontacji z życiem, które jest o wiele bardziej złożone i trudne. Tego rodzaju krytyka przyjmuje najczęściej formę pytań zaczynających się od słów: „A co jeśli…?”.
„Dlaczego ja? Dlaczego właśnie mnie się to przytrafiło?!” – co rusz spotykam się z takimi pytaniami. Zazwyczaj poprzedza je dramatyczna opowieść o problemach, które życie zesłało na mojego rozmówcę. To, co łączy większość pytających, to specyficzna postawa, którą przyjmują wobec siebie i świata. Nazywam ją pozycją ofiary.