Wiele osób, które rozpoczynają terapię, po przedstawieniu swojego problemu zadaje mi pytanie: „dlaczego?” "Dlaczego zachowuję się tak i tak…?", "Skąd wzięła się we mnie tendencja do…?", "Jaka jest przyczyna tego, że ja…?", "Jaki jest powód tego, że…?". Prawie zawsze odpowiadam im wtedy, że dociekanie przyczyn to pułapka i że nie tym będziemy się zajmować w trakcie wspólnej pracy.
A właściwie dlaczego nie? Czyż nie na tym polega psychoterapia? Czy nie chodzi o to, by wspólnie z klientem odtworzyć historię jego życia i ustalić, gdzie tkwią źródła obecnych problemów? Czy nie w ten sposób pracował Freud i inni wielcy psychoterapeuci?
Zgadzam się, że czasami warto postawić pytanie o genezę. Kiedy jest to niezbędne, szukam wraz z klientami przyczyn ich dzisiejszych trudności. W takich sytuacjach bardzo dbam jednak o to, by psychoterapia (którą rozumiem jako proces wprowadzania konstruktywnych zmian w teraźniejszości) nie zamieniła się w skostniałą archeologię. Wykopaliska to ślepa ulica.
Zajmowanie się pytaniem „dlaczego” tworzy złudzenie, że gdy znajdziemy odpowiedź, nasze dzisiejsze problemy przejdą jak ręką odjął. Tak sądził Freud i wielu jego następców. Z tego powodu prowadzona przez nich terapia (psychoanaliza) trwała przez wiele lat i polegała na systematycznym odtwarzaniu wszystkich najważniejszych zdarzeń z życia klienta. Niestety, lepsze rozeznanie w uwarunkowaniach aktualnych problemów nie zawsze skutkowało samoistnym ich rozwiązaniem. Co prawda klient stawał się bardziej świadomy, lepiej siebie rozumiał, znał przyczyny swoich zachowań, ale jednocześnie nadal nie radził sobie z wyzwaniami codziennego życia. Wgląd w przyczyny nie jest tym samym, co zmiana.
Drugi powód, dla którego niezbyt interesuje mnie pytanie „dlaczego”, to fakt, że dociekanie przyczyn niepotrzebnie angażuje energię (klienta i moją) w mało produktywną aktywność. Przeszłość bezpowrotnie minęła. To zamknięty rozdział, na który nie mamy wpływu. Niekończące wyjaśnianie minionych zdarzeń, branie ich pod lupę, rozkładanie na czynniki pierwsze zabiera czas i siły, które – zamiast tego – można by spożytkować na konstruktywne działanie tu-i-teraz. Moje doświadczenie jako psychoterapeuty pokazuje, że im prędzej klient zrozumie bezzasadność analizowania przeszłości, tym szybciej zmobilizuje się i zabierze do twórczego przekształcania teraźniejszości. I tym szybciej pozbędzie się swoich problemów.
Trzecia, w moim odczuciu najważniejsza przyczyna, dla której analizowanie przeszłości uważam za zbędne, to fakt, że odpowiedzi na pytanie „dlaczego" stanowią doskonały pretekst do tego, by zrzucać z siebie odpowiedzialność za własne życie i zmianę. „Miałem złych rodziców i dlatego piję”, „Moja matka mnie biła i dlatego teraz ja nie umiem wyzbyć się agresji”, „Moje dzieciństwo było trudne i dlatego nie jestem w stanie się zmienić” – taka optyka pozwala zająć wygodną pozycję pokrzywdzonej ofiary i biernie się nad sobą użalać, zamiast zakasać rękawy i skonfrontować się z doświadczanymi trudnościami (więcej na ten temat napisałam w poście pt.: „Pozycja ofiary”)
Kiedy więc moi klienci zadają mi pytanie: „Skąd to się wzięło, dlaczego postępuję w taki sposób?” bardzo szybko kieruję ich uwagę na zupełnie inne tory i pytam: „Po co tak postępujesz? Jaki masz w tym cel? Co w związku z tym zyskujesz? A co prawdopodobnie tracisz?” I najważniejsze: „Co chcesz z tym wszystkim zrobić dzisiaj? Na co się decydujesz?”
Nie ma lekko. Psychoterapia to praca nad sobą, która wymaga wysiłku.
Aleksandra Hulewska
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.