Wchodzę do znanej perfumerii z zamiarem kupna konkretnej wody toaletowej. Wiem, czego potrzebuję, znam układ sklepu – jest więc dla mnie jasne, gdzie znajdę towar. Tuż przy wejściu zatrzymuje mnie ekspedientka: „Dzień dobry. Czy mogę w czymś pomóc?” – pyta uśmiechając się szeroko. Wytrącona ze schematu: ‘wejść – wziąć – zapłacić – wyjść’ odpowiadam uprzejmie: „Dzień dobry. Nie dziękuję”, a następnie kieruję się w stronę półki z perfumami.
Szybko dostrzegam pudełko z ulubionym zapachem. Wyciągam po nie rękę … i w tym momencie słyszę nad głową: „Czy mogę Pani w czymś pomóc?” – to kolejna hostessa chce udzielić mi wsparcia. „Nie, dziękuję. Znalazłam to, czego potrzebowałam” – zmuszam się do uprzejmej odpowiedzi, wkładam perfumy do koszyka i odwracam się w stronę kasy.
„Czego Pani szuka?” – nie zrobiłam jeszcze kroku, gdy wyrasta przede mną następny sprzedawca; tym razem płci męskiej. „Idę do kasy” – odpowiadam czując, jak ogarnia mnie irytacja. „To tam, u koleżanki” – mężczyzna wskazuje stoisko, a następnie eskortuje mnie do celu. Przy kasie jestem namawiana do założenia karty stałego klienta. Dopiero po moim trzecim „nie” kasjerka odpuszcza. „Zapraszam do opakowania zakupu! Usługa jest gratis i potrwa dosłownie minutkę” – do rozmowy włącza się pracownica z sąsiedniego stoiska. Resztkami sił odmawiam i zapłaciwszy za towar kieruję się pośpiesznie do wyjścia.
Oczywiście rozumiem, że pracownicy sklepu postępują zgodnie z procedurą, z której są rozliczani. I oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że ich zachowanie jest wynikiem oczekiwań ze strony pracodawców i wielogodzinnych szkoleń. Jednocześnie zachodzę w głowę: po co angażować czas, pieniądze i energię tak wielu osób na działania, których efektem są zestresowani, przemykający niczym łowna zwierzyna pomiędzy sklepowymi półkami klienci?
Jako psycholog od wielu lat zajmujący się asertywnością zadaję sobie również pytanie, do jakich asertywnych technik i procedur należałoby się odwołać i z jakiego zaplecza skorzystać, by skutecznie obronić się przed tego rodzaju – przebranym w maskę życzliwości i chęci niesienia pomocy – nagabywaniem. Krótkie, konkretne i jednoznaczne „nie” w tym wypadku okazuje się niewystarczające. Asertywna odmowa działa tylko przez chwilę, do następnego „myśliwego”, który dopada nas na zakupowym szlaku. Napisałam kiedyś, że błędem jest sądzić, iż asertywność zagwarantuje nam 100 proc. skuteczności. Cóż, chyba właśnie z sytuacją, w której asertywność to zdecydowanie za mało, mam w tej chwili czynienia.
Marzę o wyjściu na zewnątrz. Jeszcze tylko kilka metrów i będę przy drzwiach. Jeszcze tylko kilka kroków znajdę się poza terytorium sklepu. Jeszcze kilka szybkich oddechów i będą mogła się wyciszyć poza strefą polowania. Cztery kroki, trzy, dwa… „Czy mogę Pani w czymś pomóc?” – kolejna przemiła osoba dopada mnie na ostatniej prostej. „Tak” – po raz pierwszy przystaję na tego rodzaju propozycję. I dodaję stanowczo – „Bardzo proszę mi nie przeszkadzać”.
Po powrocie do domu włączam komputer i szukam sklepów internetowych z perfumami.
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.