W pewnym kanadyjskim ośrodku szkolącym psychoterapeutów każdego ranka odbywa się niezwykła „rozgrzewka”. Grupa siada w kręgu, a dwie wylosowane osoby – w środku, naprzeciw siebie. Zadaniem tych dwojga jest wejść ze sobą w prawdziwie bliski kontakt: bez masek, póz, min, ról, rozpraszania uwagi, stereotypów i tym podobnych uników.
W trakcie całego doświadczenia, które trwa ok. 5 minut, pozostali mają uważnie obserwować rozmówców. Jeśli widzą, że dochodzi między nimi do autentycznego spotkania – w ciszy przysłuchują się dialogowi. Jeśli jednak dostrzegają unik – natychmiast wołają: „bullshit!”. Bullshit czyli frazes, banał, konwencja, zasłanianie się rolą, kluczenie, granie, oderwane od życia intelektualizowanie, blablablabla i tak dalej. Wszystko, co nie jest przejawem intymności i bliskości, zostaje bezlitośnie storpedowane.
Zapytałam, jak często osoby siedzące w kole słyszały „bullshit”. Usłyszałam, że niemal bez przerwy...
***
„A czasem tak chciałbym do kogoś mówić naprawdę – jak małe dziecko. A przecież, kiedy mam mówić, zmieniam wszystko w żart, i nic nie mówię. Słów mi brakuje – tylko ciągła niepewność, żeby się nie obnażyć zanadto …” /Rafał Wojaczek/
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.