• Strona główna
  • Mapa strony

Blog

Psychologiczne pałowanie

Psychologiczne pałowanie

Napisała Aleksandra Hulewska 03 sierpień 2014   /   W kategorii: Blog

W szkole, w której swego czasu usiłowałam nauczyć się psychoterapii, powszechną metodą traktowania nas – uczniów było coś, co dziś nazywam psychologicznym pałowaniem.

Na czym to polegało? Nauczyciele (poza nielicznymi wyjątkami) przy każdej nadarzającej się okazji rzucali nam w twarz: „To, co zrobiłeś, jest kwintesencją histerii!”, „Krzysiek, jesteś niemożliwie schizoidalny w kontakcie!”, „Magda jak zwykle zareagowała masochistycznie”, „Spójrzcie na ręce Tosi, tak wyglądają dłonie schizoida”. I tak dalej. I tak dalej. To, co – jak się domyślam, miało służyć poszerzeniu samoświadomości i skłonieniu nas do refleksji – przyjęło postać czegoś na kształt gry w policjantów i złodziei. Nauczyciele za wszelką cenę usiłowali nas przyłapać i spałować, a my uczniowie… no właśnie:

My w pewnym momencie przejęliśmy ten styl i zaczęliśmy psychologicznie pałować samych siebie. Robiliśmy to na każdym kroku – i w trakcie zajęć, i po godzinach. W stołówce czy w kolejce do toalety można więc było usłyszeć: „Skończ już z tym histerycznym uwodzeniem Marcin!”, „Aniu, ależ się psychopatycznie nadęłaś”, „Popatrzcie na Tosię! Schizoidalny bidulek zaszył się w kąciku. Żyjesz?”, „Moniko, nie patrz na mnie tym oralnym wzrokiem”.

Z czasem, staliśmy się bardziej czujni. Zamiast dać się spałować, co było bardzo bolesne i przykre, woleliśmy uprzedzić atak. „Ale ze mnie gapa, znowu zareagowałam z poziomu obsesyjno-kompulsywnych obron”, „Wiem, wiem, teraz cię narcystycznie uwodzę”, „Nie potrafię jeszcze całkiem pozbyć się histerii, ale pracuję nad tym” – każdy pałował samego siebie, zanim zdążył to zrobić ktoś inny. Ból był jakby odrobinę mniejszy. Tak nam się przynajmniej wydawało.

Dzisiaj, po latach od tamtych (wątpliwych etycznie) doświadczeń została mi głęboka niechęć do posługiwania się etykietami w kontaktach z ludźmi. W konsekwencji dość często słyszę od moich klientów, że mocno ich frustruję, gdy wytrwale odmawiam postawienia im diagnozy. A ja nie chcę tego robić, bo zbyt dobrze pamiętam, jak to jest, kiedy ktoś zamyka cię w jednym, krótkim podsumowaniu. Możesz wtedy krzyczeć, że nie zauważył połowy twoich cech, że cię przedwcześnie ocenił, że nazwa, którą ci nadał, to nie ty. Ale on cię nie słyszy. Jego już przy tobie nie ma. On od tej pory jest w kontakcie z nalepką, którą przykleił do twojego czoła.

Czy frustruję moich klientów? Jeśli konsekwentne odmawianie psychologicznego pałowania można nazwać frustrowaniem, to odpowiadam: tak, jestem psychoterapeutą, który frustruje. Z premedytacją.

Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.