Spoglądając wstecz dochodzę do wniosku, że jeszcze kilka lat temu moje życie było ubogie.
Codziennie w ekspresowym tempie pochłaniałam sterty gazet i książek, przynajmniej raz w tygodniu oglądałam coś w kinie, raz w miesiącu byłam w teatrze, dużo podróżowałam, spotykałam się ze znajomymi i o wiele więcej niż dziś pracowałam. Zaraz, zaraz, czy nie zaszła pomyłka? Czy naprawdę jest tu mowa o życiowym ubóstwie? Przecież to jest opis aktywnej, różnorodnej, pasjonującej egzystencji! – nie zdziwię się, jeśli taka będzie Twoja reakcja.
Tak. Mimo licznych aktywności żyłam ubogo. Różnica między „tam-i-wtedy” a „tu-i-teraz” polegała nie na ilości, ale na jakości moich doświadczeń. Porównałabym ją do różnicy między przeczytaniem książki o sztuce a obcowaniem z prawdziwym dziełem sztuki, albo między obejrzeniem filmu erotycznego a oddaniem się seksualnemu uniesieniu, albo między znajomością zasad skutecznej komunikacji a zaangażowaniem się w autentyczny, bliski kontakt z drugą osobą. Czujesz już tę różnicę?
Jest zasadnicza. Odkąd pozwoliłam sobie zanurzyć się w doświadczeniu, moje życie nabrało barw. Oj, daleko mi do tamtej przeintelektualizowanej Oli, której umysł w każdej sekundzie pracował na najwyższych obrotach. Dziś od analiz i poznawczych dociekań wolę słuchać, patrzeć, smakować, wąchać, dotykać i czuć. Przykładowo, kiedy patrzę na piękne drzewo, wszystko inne przestaje istnieć. Zamiast dociekać, jak scharakteryzowałby roślinę dendrolog czy botanik, wciągam w nozdrza zapach wilgotnej kory, wsłuchuję w szum kołysanych wiatrem gałęzi, cieszę oczy odbijającymi się w liściach światłem. W takiej chwili nie ma niczego więcej. Żadnych myśli, wniosków i analiz. Żadnych wspomnień i projekcji na przyszłość. Żadnych zmartwień. Żadnych oczekiwań. Jest drzewo i ja. Jestem "ja zatopiona w drzewie".
Zmieniłam się.
Mniej myślę. Więcej – jestem.
Nie myślę, więc jestem?
Coś w tym jest;)
Aleksandra Hulewska
Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.