• Strona główna
  • Mapa strony

Blog

U kresu

U kresu

Napisała Aleksandra Hulewska 13 maj 2015   /   W kategorii: Blog

Dostałam ostatnio przejmujący list:

Mam 22 lata. U mojego ojca zdiagnozowano raka z licznymi przerzutami. Nie ma już szans na wyleczenie. Ojca wypisano ze szpitala i od paru dni mieszka u mnie. Kiedy sprowadziłem go do siebie, wydawał się dość pogodny. Jednak z każdym dniem jest coraz gorzej. Ma otępiały wyraz twarzy, prawie cały czas śpi, zachowuje się jak małe dziecko. Nie widzę w nim mojego ojca, ale zupełnie obcego człowieka. Nie potrafię pogodzić się z tym, że moje ostatnie wspomnienia o nim nie będą zgodne z tym, jaki był naprawdę – silny, zdecydowany, zaradny. Nie jestem w stanie na niego patrzeć, nie mam ochoty z nim rozmawiać, raz po raz dopadają mnie myśli, czy nie byłoby lepiej nie umieścić go w  jakimś ośrodku... Czuję się przy tym potwornie, jak najgorszy egoista. Co mam z tym wszystkim począć? Adam

List poruszył mnie do głębi. Z każdym jego fragmentem rosła we mnie potrzeba natychmiastowego złagodzenia cierpień młodego mężczyzny. Gorączkowo rozmyślałam o tym, co mogę powiedzieć, zrobić, doradzić, by uśmierzyć jego ból, lęk i bezradność w obliczu nadchodzącej śmierci ojca. Im dłużej jednak szukałam odpowiednich słów, tym dobitniej docierało do mnie, że w tej sytuacji nie mam do dyspozycji prostych recept i „konstruktywnych” rozwiązań. List z całą mocą konfrontował mnie z faktem, że w obliczu spraw ostatecznych ja także jestem bezradna. Mając poczucie, że to, co mogę dać, jest absolutnie niewystarczające, odpisałam:

Adamie, czytam, jak trudno jest Panu dostrzec w swoim ojcu – do niedawna silnym i zdecydowanym – osobę kruchą, słabą i bezradną. Taka postawa jest mi bardzo bliska. Większość z nas pragnie ze wszystkich sił, by ci, którzy nas wspierają, zawsze byli niezłomni! To dodaje nam otuchy, mocy i pewności. Sprawia, że w pełnym zagrożeń świecie czujemy się bezpiecznie.

A jednak życie to nieustająca zmiana. Dzieci dorastają, rodzice się starzeją, a w końcu umierają. My też kiedyś umrzemy – taka jest kolej rzeczy. W pochodzie codzienności robimy wszystko, by o tym nie myśleć, rozpaczliwie zagłuszamy nasze lęki. Chcemy żyć, cieszyć się każdym dniem, łudzimy się, że tak będzie zawsze. Dopiero choroba i śmierć naszych bliskich rozwiewa te iluzje. Wtedy musimy spojrzeć śmierci prosto w twarz. I Pan właśnie teraz to robi – zagląda śmierci w oczy, a jednocześnie przerażony tym, co w nich dostrzega, próbuje odwracać wzrok. Toczy Pan wewnętrzną walkę.

Przypuszczam, że Pańskiemu ojcu też jest niewyobrażalnie ciężko. Wydaje się, że konfrontacja z własną chorobą i nadchodzącą śmiercią jest dla niego nie do udźwignięcia. Stąd ucieczka w regres, w stan otępienia i senności. Przespać własną śmierć… takie rozwiązanie wydaje się łatwiejsze niż stopniowe, w pełni świadome odchodzenie w niebyt. Być może ojciec tylko w tej chwili nie potrafi reagować inaczej i z czasem jego postawa się zmieni. Być może jednak nigdy nie zdecyduje się na konfrontację z rzeczywistością. Tego nie wiem…

Wiem natomiast, że każdy z Was na swój sposób próbuje poradzić sobie z lękiem przed śmiercią. Pan angażuje się w wewnętrzną walkę, Pański ojciec w otępienie i senność. To, co mnie uderza w Waszej sytuacji, to dojmująca samotność. Kiedy czytam (między wierszami) o tym, jak oboje unikacie bliskości, to smutek rozsadza mi gardło. Mam wtedy ochotę podejść do Was i powiedzieć: „Zaryzykujcie! Zbliżcie się do siebie. Nie unikajcie tego, co jeszcze może się między Wami wydarzyć!”.

Mówiąc to mam na myśli wiele rzeczy. Przycupnięcie na skraju łóżka i opowiedzenie ojcu o tym, jak bardzo jest Panu ciężko. Wysłuchanie (bez przerywania i pośpiesznego uspokajania, że wszystko będzie dobrze), jak on się teraz czuje – o czym myśli, co przeżywa, czego się boi, co jest dla niego ważne. Odsłonięcie się i – zamiast zagłuszania uczuć – pobycie ze sobą w emocjonalnej prawdzie o każdym z Was i o Waszej relacji. Taki kontakt to wspólny płacz. I śmiech przez łzy. Milczenie i rozmowa o tym, co naprawdę istotne. To odważenie się, by ujawnić to, co zawsze chcieliście sobie powiedzieć, ale nigdy nie starczało na to czasu, a może i odwagi... Wszystko to możecie sobie jeszcze nawzajem dać, zamiast odwracać się od siebie i uciekać w izolację.

Wiem, że uczynienie kroku w stronę bliskości jest w takim momencie bardzo trudne, lecz jednocześnie jestem pewna, że tylko bliskość może przynieść ukojenie. Bo chociaż śmierć każdego z nas jest nieuchronna, to ostatecznie liczy się to, jak przeżyjemy wszystkie dni, które nam jeszcze zostały”.

Aleksandra Hulewska

Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.