Pytanie
Dzień dobry,
wiem, że ma Pani codziennie pełno listów, ale bardzo proszę tylko o odpowiedz, o rade...
Mam 25 lat, od 4 lat jestem w związku z chłopakiem, który zostawił dla mnie dziewczynę po 6 latach związku. Po 2 latach zaręczyliśmy się, a w przyszłym roku zamierzamy się pobrać. Bardzo się kochamy. Od razu zamieszkaliśmy razem i opiekowaliśmy się jego babcią, która ma demencję i choroby z tym związane. Przez prawie 4 lata dawaliśmy radę i byliśmy z nią praktycznie 24h na dobę. Poświęciliśmy się jej mimo tego, że babcia ma troje dzieci, które równie dobrze mogły to robić za nas. Ale nie o to chodzi...
Na początku trwania naszego związku jego rodzina (mama, tata nie żyje, siostra, brat i jego żona) akceptowała mnie. Chodziłam do nich, rozmawiałam... Chociaż wiedziałam, że nie byli zadowoleni z wyboru mojego narzeczonego, bo zawsze chcieli, aby on był z poprzednią dziewczyną. Mimo tego, że jej nie kochał, oni próbowali go uszczęśliwiać na siłę i mimo ich kilkakrotnych rozstań, jego rodzina zawsze robiła tak, aby ich pogodzić. Jego była dziewczyna do tej pory ich odwiedza, a oni nadal ją traktują ja członka rodziny pomimo tego, że nie byli małżeństwem. Zawsze mnie to bolało, ale niestety nic z tym nie mogłam zrobić. Ani ja, ani mój narzeczony.
Kiedy się zaręczyliśmy, nagle jego mama, siostra, i bratowa przestały się do mnie odzywać. Nie wiem, dlaczego tak się stało, nic im nie zrobiłam, a oni mnie traktują jakbym była ich wrogiem. W sierpniu postanowiliśmy, że chcemy mieszkać sami i być niezależni. Więc przeprowadziliśmy się do rodzinnego domu mojego narzeczonego, który stał bardzo długo pusty, ze względu na to, że dodadkowo mają oni dom na wsi i tam prowadzą gospodarstwo (tam mieszkają). Myśleliśmy, że będzie lepiej, a jest jeszcze gorzej. Mama mojego narzeczonego odtrąca go ze względu na to, że jest ze mną, a faworyzuje tylko jego siostrę bliźniaczkę. Jego rodziną uważa, że ja go buntuję przeciwko nim. Gdzie ja w życiu nawet złego słowa na nich nie powiedziałam. Najgorsze jest to, że w czerwcu nasz ślub, a jego siostra ponoć już oficjalnie ogłosiła, że nie przyjdzie. A jak narzeczony zapytał mamę dlaczego (bo siostra się do niego też nie odzywa), to powiedziała, że pewnie ma jakiś powód... Dla mnie to jest bardzo dziwne i nie potrafię ich zrozumieć.
Nie ma dnia, żebym o tym wszystkim nie myślała. Bardzo mnie to boli, że jestem dla nich najgorsza. Boli mnie to, że nie mam z nimi kontaktu, jaki mam mój narzeczony z moją rodziną. Nie wiem co mam robić, czasami mam myśli, żeby go zostawić, ale tak bardzo go kocham.. Już nie mam nadziei, że oni mnie zaakceptują. Bardzo proszę o radę.
Pozdrawiam,
Małgorzata
Odpowiedź
Dzień dobry Pani Małgorzato,
ślub i wejście do nowej rodziny (jak i przyjęcie do niej nowego członka - synowej, zięcia, szwagra itd.) to zazwyczaj ogromna, stresogenna zmiana dla każdej ze stron. W Pani wypadku dodatkowe trudności wiążą się z faktem, że - jak Pani pisze - przyszła teściowa i inni członkowie rodziny wymarzyli sobie inną żonę dla swojego syna/brata. To z tamtą kobietą podtrzymują kontakty, ją faworyzują i nie ustają w podejmowaniu prób, by skłonić Pani narzeczonego do zmiany decyzji. Rozumiem, jakie musi być to dla Pani obciążające i bolesne.
Jednocześnie czytam, że narzeczony stoi za Panią murem. Nie ulega naciskom, a przeciwnie - zaręczył się z Panią i nie zarzuca myśli o ślubie. I to jest kluczowe. Taka postawa świadczy o jego determinacji i dojrzałości. Pani partner, choć zapewne kocha swoją rodzinę, jest w stanie się jej przeciwstawić i samodzielnie kierować własnym życiem. Proszę o tym pamiętać. On wybrał Panią, a nie swoją byłą dziewczynę.
Co robić? Jak w tej sytuacji postąpić? Na początek zachęcam Panią do podjęcia próby wyjaśnienia sytuacji. Każda rodzina to odmienna "planeta", na której obowiązują inne niż gdzie indziej obyczaje, nawyki, rytuały itp. Być może zupełnie nieświadomie naruszyła Pani którąś z ważnych dla rodziny narzeczonego zasad czy wartości. Nie ze złej woli, ale - zwyczajnie - z niewiedzy. To tylko przykład jednej z wielu przyczyn nieporozumień na linii: synowa/zięć - teściowie/rodzina narzeczonego. Jeśli niechęć do Pani wynika z tego rodzaju problemów, to istnieje duża szansa, że w trakcie spokojnej rozmowy - kiedy opowie Pani o tym, co obserwuje (unikanie kontaktu z Panią, faworyzowanie byłej partnerki narzeczonego) i jak się w związku z tym czuje (smutek, ból), a wreszcie zapyta, jak przyszła teściowa i szwagierka widzą cała sytuację - uda się wyjaśnić wszelkie nieporozumienia i odbudować Państwa relacje. Dodam, że do takiej rozmowy warto się dobrze przygotować. Polecam Pani książkę "Porozumienie bez przemocy" Marshalla Rosenberga, w której znajdzie Pani konkretne wskazówki, jak rozmawiać, by nie zaogniać sytuacji, ale osiągać porozumienie.
Jeśli jednak szczera rozmowa nie podziała. I jeśli mama i rodzeństwo narzeczonego nadal będzie "na nie", pozostanie Pani uznać rzeczywistość i przestać zabiegać o miłość (sympatię, bliskość i in.) tych, którzy nie są gotowi jej Pani ofiarować. Perls napisał kiedyś bardzo mądre zdanie, które mnie pomaga w podobnych sytuacjach: "Jeśli się spotkamy - to wspaniale. Jeśli nie - to trudno". Nie ze wszystkimi jest nam (i będzie) w życiu po drodze. Nie z każdym się zaprzyjaźnimy. Zamiast więc spalać się i zastanawiać: dlaczego oni mnie dyskryminują?, co ja im takiego zrobiłam?, zamiast rozpaczać: dlaczego nie chcą mnie zaakceptować?, zamiast wciąż i wciąż szukać odpowiedzi na pytanie: co jeszcze mogę zrobić, by mnie polubili/pokochali, warto się od tego wszystkiego odciąć i skierować energię na bardziej pozytywne tory, np. na rozwijanie relacji z przyszłym mężem, podtrzymywanie przyjaźni i nawiązywanie nowych znajomości, oddanie się swoim pasjom itp. Życie jest za krótkie, by zadręczać się tym, co nie daje nadziei na pozytywne rozwiązanie. Nie uważa Pani?
W tym drugim wypadku (brak porozumienia) zalecałabym Pani dyplomację. Mam na myśli kulturalne, taktowne i nieprowokacyjne traktowanie rodziny męża. Ale bez zbędnej wylewności, która nie jest odwzajemniana. W przyszłości czekają Państwa rozmaite rodzinne uroczystości, np. śluby, chrzciny itp. Nie raz i nie dwa trzeba będzie wspólnie spędzić czas. Poza tym, znam wiele rodzin, w których negatywnie nastawieni do synowej/zięcia rodzice, mają świetny kontakt z wnukami. Także i z tego powodu - myśląc o dobru swoich przyszłych dzieci - radziłabym Pani dyplomatyczną rozwagę.
Mocno trzymam za Panią kciuki. Powodzenia!
Pozdrawiam serdecznie,
Aleksandra Hulewska